Dostaję bardzo dużo pytań o sprzęt. Także o ten, którego sam używam. Niniejszym udzielam wszystkich wyjaśnień. Żeby nie było niedomówień i wątpliwości. W gruncie rzeczy sprawa jest prosta jak konstrukcja cepa. Tylko chyba nie każdy chce w to uwierzyć.
Rower górski
Pierwszy rower, od którego zaczęła się moja przygoda z kolarstwem był banalny. Poszedłem do najbliższego, dzielnicowego, znanego mi sklepu rowerowego i kupiłem coś co wydawało mi się relatywnie rozsądnym rozwiązaniem. Giant Boulder na osprzęcie Shimano SIS. Amorek był, ale wybaczycie, że nie pamiętam jaki. Byłem zajarany. To był mój pierwszy kupiony za własne zarobione pieniądze rower. Nie pamiętam dokładnie, ale coś koło 2005 roku. Jeździłem sobie nim po parku, nad Wisłą i po Wale Zawadowskim. Lekko szedł jakieś 18km/h, a ja co 30 minut robiłem sobie przerwę na mentolowego vouge’a. Sidałem zdyszany na trawce i pyk fajeczka, żeby lepiej się oddychało.

Giant był ze mną tylko rok. Skradziono mi go z bloku na Saskiej Kępie. Wystawiłem go na korytarz z wynajmowanej trzydziestometrowej kawalerki, żeby poodkurzać. Ciekawe jest to, że do dziś nie wiem jak złodzieje otworzyli kraty, które były na korytarzu.
Jak się później okazało to nie było zdarzenie bez sensownych konsekwencji. Ja już mam taką naturę, że koniec czegoś jest dla mnie zawsze początkiem czegoś nowego, a szklanka jest do połowy pełna. Po pół roku postanowiłem, że rzucę palenie. I z tej okazji kupię sobie nowy rower. Najwyższa pora. Tym razem trafiło na czarnego Gary Fisher’a Wahoo. Namówił mnie sprzedawca w Ski Team’ie. Rower kosztował chyba lekko ponad dwa tysiące więc byłem już całkowicie przekonany, że to sprzęt wyczynowy. Na amortyzatorze była naklejka Rock Shox – no to było coś. Mimo, że nie znałem się na sprzęcie, to już wtedy wiedziałem, że Alivio to lepiej niż SIS. Wszyscy wiecie o co chodzi.
Wahoo był rowerem, który lekko jechał ponad 20km/h i to stanowiło dla mnie pewną nowość. Zacząłem grzebać w sieci co i jak. Natknąłem się na jakąś stronę o maratonach MTB. Potem spotkałem kumpla, który mi powiedział, że kiedyś w jednym startował (teraz już nie jeździ – biega i tłucze jakieś niesamowite czasy na maratonach) wytrzymał z czołówką 15 minut i zszedł z trasy bo się porzygał. No to coś dla mnie! Pomyślałem. Przed pierwszym startem postanowiłem zainwestować kilka stówek w zmianę napędu. Korba Deore LX, przerzutki LX i XT. I znowu wrażenia z jazdy inne – wyraźnie szybciej. Niestety wahoo nie przetrwał mojego pierwszego maratonu. Pękła rama w okolicach obejmy sztycy. Nie miałem paragonu więc Ski Team nie uznał gwarancji. Ale na drugi maraton pojechałem już na elegancko zespawanej ramie. Też pękła.
Przejeździłem na nim jeszcze jakiś czas, ale doszedłem do wniosku, że to staje się niebezpieczne i pomimo dobrej aluminiowej sztycy postanowiłem zainwestować w nową dobrą ramę. Zabrało mi to pewnie z kolejne pół roku więc Wahoo w sumie przejeździł dwa sezony. Padło na Specialized S-Works Stumpjumper z 2008 roku. Na tym góralu z różnymi modyfikacjami jeżdżę do dziś. Przez równo rok miał zamontowanego Rock Shox’a Dart 2 i jak widzieli mnie z nim w sklepie to tylko się głupio uśmiechali. Trudno. Nie było mnie wówczas stać na lepszy amorek. Zmieniłem go po kolejnym roku. Dziś to nadal nie jest topowy sprzęt, a przez swój wiek i ilość startów jest dość skatowany. Nadal mam korbę SLX, przerzutkę przód XTR, tył XT. Podstawowego najtańszego czteroletniego FOX’a, koła XT, a jedyna karbonowa część to sztyca, która i tak raz już się popsuła. Droga, stosunkowo nowa cześć to zeszłoroczne hamulce XTR’a, które są po prostu zabójczo dobre. Tutaj kompromisów nie było.
Szosa
Przygoda z kolarką zaczęła się dużo później. Po prostu jeżdżąc i rozmawiając dowiedziałem się, że fajniej trenuje się na szosie. Jest większa możliwość kontrolowania tego co się robi, poza tym to podobno przyjemne i miłe uczucie. Jakoś to kupiłem. Opierałem się chyba rok, ale w końcu doszedłem do wniosku, że to jednak może być fajne. Za 2000zł nabyłem od kumpla używanego Alan’a.

Rocznik jakiś 2000 tak na oko, chociaż nie udało mi się tego do dziś ustalić. Jednak model trafił mi się naprawdę piękny. To była świetna aluminiowa naprawdę sztywna rama. Jak przesiadałem się na nią z S-Works’a to ewidentnie czułem, że jest sztywniejsza. Ciekawe uczucie, chociaż w praktyce nie można tych typów rowerów za bardzo porównywać bo jednak inaczej są skonstruowane. Alan miał jeszcze jedną wielką zaletę. Był świetnie wyposażony. Korba 105, Ultegra (przerzutki i manetki) no i koła na piastach Dura-Ace. Jedyna rzecz, która mnie cały czas denerwowała, do wystające z manetek kable. Jakoś nie mogłem się przyzwyczaić. Przejeździłem na tym rowerze prawie trzy sezony.
Dopiero kiedy postanowiłem zacząć się ścigać na szosie (chociaż kilka startów Alan zaliczył) to zainwestowałem w lepszy sprzęt. Kupiłem najtańszą możliwą wersję Cannondale’a SuperSix. Koszt już zupełnie inny bo ok. 8500zł. I tak naprawdę w tym miejscu zaczęła się trochę większa zabawa. Z upływem czasu doszły koła Corima (również najtańszy możliwy model stożków), ustrzelone na Allegro tylne koło z Powertapem, korba z promocji na chainreactioncycles.com. Hamulce ewoluowały do Dura Ace, ale przerzutka to nadal Ultegra i to 10 rzędowa. Póki co nie zamierzam przesiadać się na 11 ani na elektrykę. W zasadzie nic już w mojej szosówce zmieniać nie muszę.
Przełaj
Rower przełajowy jest stosunkowo najnowszym nabytkiem, chociaż przygoda była również ciekawa. Trafiłem (po raz kolejny) na ofertę na Allegro nie do odrzucenia. Vision Crosstrail na pełnym osprzęcie Sram Rival za 1500zł. Kupiłem, zacząłem jeździć, spodobało mi się.

Niestety z czasem okazało się, że rama w rozmiarze 57 jest dla mnie jednak trochę za duża, szczególnie, że w przełaju może / powinna być trochę mniejsza więc zacząłem rozglądać się za samą ramą. No i tak się stało, że trafiła się fajna od Lapierra.

Graty poskładane z różnych innych starych części (głównie 105 z Cannondale) i tak wszedłem w posiadanie roweru na którym spokojnie można się ścigać. Koła jakie czasem widzicie na zdjęciach są przełożone z szosy. Jedno z nich pochodzi po prostu z kompletu, który kupiłem ale mam drugie – z pomiarem mocy i to z niego korzystam w Cannondale’u. Przód niestety jest już w stanie tak słabym, że nadaje się tylko na przełaj.
Wniosek
W tym roku po raz pierwszy poczułem na własnej skórze, że sprzęt mnie ogranicza. Po pełnych pięcu sezonach ścigania doszedłem do wniosku na tegorocznym Trophy, że rowery na kołach 29 cali, z osprzętem 2×10 i karbonowych ramach są po prostu szybsze i wygodniejsze. Zabrało mi to tyle lat. Doświadczeń, testowania, sprawdzania, błędów, pomyłek, zepsutych części. I tak na prawdę nie zamieniłbym tego na nic innego.
Nie napisałem tej historyjki, że się pochwalić bo tak naprawdę nie ma czym. Mam solidny sprzęt, ale dobrze wiecie, że można popłynąć dużo, dużo bardziej. Jedyna rzecz jaką chcę Wam powiedzieć jest taka, że sprzęt jest ważny. Ale równie ważne jest to, żeby dobrać go odpowiednio do poziomu zaawansowania i zmieniać wraz z własnym rozwojem. Nauczcie się jeździć na zwykłych dętkowych oponach, opanujcie zmienienie dętki w trzy minuty na maratonie. Zobaczcie jak zachowuje się opona dętkowa na szosie, jak w terenie. Sprawdźcie na własnych tyłkach działanie aluminiowych ram i sztyc. Doświadczcie tego wszyscy, bo tyko wówczas wasza wiedza o jeżdżeniu na rowerze ma szanse być pełna. Wskakiwanie z miejsca na rower za grube tysiące pozbawi was tej całej radości z konfigurowania własnego wymarzonego roweru. A może i kilku. Testujcie sprawdzajcie, cieszcie się małymi zmianami. Gwarantuję, że po dwóch trzech latach jazdy na aluminiowych ramach przejście na karbon będzie innym – ciekawym doznaniem, którego ja sam siebie bym nie pozbawił. Cała ta ścieżka doświadczeń jest bardzo potrzebna. Każdy musi przez nią przejść. Wsiadanie na karbonowego ścigacza jak na pierwszy rower jest według mnie bez sensu. Nie docenicie go. Nie ma się z czym śpieszyć. Nigdy nie dałbym sobie zabrać doświadczeń z jeżdżenia na szosowych oponach dętkowych. To trzeba przeżyć. Tylko tak docenicie za parę sezonów karbonowe stożki na szytkach.
Bądźcie cierpliwi. Małe kroki zaprowadzą Was do celu. I cieszcie się z tego co macie teraz.