Kolarska Sardynia

Jedni mają swoje Calpe inni jeżdżą po polskim Sralpe. Nie byłem ani tu ani tam.  W Hiszpanii moja noga jeszcze nie stanęła, a Polska jest według mnie piękna. Byłem za to na Sardynii. Na bo to wyspa. Termin idealny – drugi i trzeci tydzień Giro. Fabio Aru (Sardyńczyk) wspinał się na szczyty górskich przełęczy i swojego przytłaczającego masochizmu. Czarne głowy Maurów powiewające na białych flagach widziałem w niemieckim Eurosporcie codziennie rano.

Rewelacyjny podjazd z Siniscola do Cantoniera Sant'anna

Wakacje, odpoczynek i relaks. Żona u boku, a jednak obóz treningowy w pełni. I nagle okazuje się, że można jeździć po dwadzieścia kilka godzin tygodniowo, że można się szybko regenerować. Głód szosy jest i nie przemija. Wystarczyło trochę wolnego czasu. Kilka dni spędzonych na plaży, na spacerach, bez stresu, w ciszy i spokoju. Bo Sardynia w tym okresie jest pusta. Na plażach o długościach kilku kilometrów spacerują pary. Jest ich może kilka. Nikogo więcej.

Capo Comino

Na szosach sporadyczne samochody i od czasu do czasu grupki zorganizowanych kolarskich seniorów. Pogoda idealna bo nie jest upalnie. Jest w sam raz. Na dole ciepło. Na górze zdarzało się że myślałem o założeniu kamizelki czy rękawków. Raz nawet wracaliśmy w burzy. Ale też było fajnie. Ciepła woda wyrywana przez koła z nagrzanego asfaltu robi robotę.

Z Mamone do Lode

Sardynia to nie tylko morze i plaże. To przede wszystkim góry. Naprawdę okazałe. Można spokojnie wjechać z poziomu zero na ponad 1000 m npm. Potem zjechać na kawę nad morzem i inną trasą znowu wjechać kilkaset metrów w górę. Dróg na szosowe 2500 m przewyższenia nie brakuje. Są wąwozy (czasem ślepe), zbocza, agrafki, szybkie proste zjazdy, serpentyny rodem z Dolomitów, nachylenia po 6% i te po kilkanaście.

Podjazd z Lago di Torpe do Cantoniera Sant'anna

Szkoda nie jeździć. Szkoda nie trenować, nie mieć celu. Na jazdę bez celu będę jeszcze miał czas. Pewnie na emeryturze. Na Sardynii trenowałem, i też po prostu jeździłem. W niektórych momentach myślałem o tym, że robienie kolejnych powtórzeń na wyznaczonych watach jest nudne. I to strata czasu skoro jestem w tak pięknym miejscu.

Park Narodowy Gennargentu

Z drugiej strony może właśnie to miejsce powodowało, że chciałem bardziej i mocniej. Lepiej się koncentrowałem i dzięki temu zrobiłem kolejny krok an przód. Może zrobiłem, a może nie. Nie wiem tego. Minie trochę czasu zanim się dowiem. Dla mnie to ma sens. A ja sensu szukam. Potrzebuję. Wiem, że niektórzy go nie potrzebują. Im pozostaje sama jazda.

droga do ślepego wąwozu... mimo, że spowrotem jest po kilkanaście % w górę - WARTO