W komunikacji pomiędzy zawodnikiem a trenerem często występuje specyficzna nomenklatura. Jest nietypowa dla słuchających z boku, ale dla zainteresowanych jest świetnym sposobem na czytanie między wierszami. Z czasem pewne symptomy zacząłem zauważać sam, a teraz uczę się je wykorzystywać.
Jednym z podstawowych współczynników moich subiektywnych odczuć, który stosuję, jest czas zamulenia / odmulenia nogi. Brzmi śmiesznie. Wiem. A jak zaczynasz przygodę z kolarstwem to brzmi głupio. No dobra jak nie zaczynasz to też może brzmieć głupio. Nie ma znaczenia. Ja tak to nazywam. Wbrew pozorom to naprawdę świetny sygnalizator różnych zmian, które zachodzą w moim organizmie. Zamulenie bądź odmulenie nogi jest określane poprzez czas, wyrażany w minutach, a im dalej w sezonie – w godzinach. Kiedy wychodzę z domu, wsiadam na rower i rozpoczynam jazdę, subiektywne odczucia mogą być następujące:
- pierdole wracam
- w dupie mam, jadę byle szybciej i spać
- do sklepu na colkę i z powrotem
- no dobra jeszcze tylko X godzin przede mną i do domu
- mam nadzieję, że zaraz się rozkręci, bo chciałem sobie pojeździć
- w końcu na rowerze
- długo jeszcze do tych interwałów? w sumie już mogę zaczynać
- ooooo dziś to powinienem jechać na zawody / dzień źrebaka
- nic nie czuję w nogach! Będzie ogień… / dzień konia
- ślinotok, pełna spinka, urywanie w planie, nie ma przebacz, każda hopka moja / dzień tura
W przypadku punktów 1, 2, 3 i czasem 4 zasada zamulenia / odmulenia nogi jest szczególnie istotna. Ważne są dwie sprawy: poziom zmęczenia i poziom wytrenowania. Być może każdy ma inaczej, ale w moim przypadku jest mniej więcej tak: występujące zamulenie nogi jest tym dłuższe, im bardziej jestem wytrenowany, ale przy okazji, im dalej jestem w cyklu treningowym. Przykładowo jeśli jest to np. czwarty tydzień jakiegoś makro cyklu i właśnie rozpoczynam „trzydniówkę” to pierwszego dnia (na treningu 2h) noga jest zamulona przez pierwszą godzinę, potem jest lepiej. Drugiego dnia (trening 3h) noga jest zamulona przez pierwsze 1,5h, potem jest lepiej. Trzeciego dnia (trening 4h) noga jest zamulona przez 2h, potem jest lepiej. Tak się sprawy mają jeśli chodzi o – podkreślam moje i subiektywne – odczucie poziomu zmęczenia.
W temacie poziomu wytrenowania zamulenie nogi jest równie ciekawym współczynnikiem. Nie patrzę tym razem na czas kiedy noga się luzuje, odmula, zaczyna kręcić. Patrzę jak długo jest odmulona. Jak długo jedzie mi się dobrze. W sezonie, kiedy jestem wytrenowany w zasadzie powinno być dobrze do końca treningu. Ale na przykład na wiosnę bywa tak, że noga rozkręca mi się po 40 minutach i fajne kręcenie trwa wówczas ok. 30 minut. To oznacza, że jeszcze sporo pracy przede mną.
Niechęć do rege (regeneracji) to również bardzo symptomatyczny współczynnik. Korzystam z niego często do określania (głównie sobie samemu) zmęczenia psychicznego. Jeśli jestem zmotywowany, chce mi się jeździć i trenować to wskoczenie na rower na godzinę, żeby sobie pokręcić po parku, czy zrobienie 45 minut rolki na balkonie, jest czystą przyjemnością. Poprawia mi samopoczucie i poprawia regenerację fizyczną nóg. Jeżeli natomiast konsekwentnie omijam te treningi, nie che mi się ich robić (w sumie nie są to mimo wszystko kluczowe jazdy) to wiem, że motywacja trochę kuleje. Jest jakiś poziom zmęczenia materiału (i to właśnie tego psychicznego) który sprawia, że warto odpocząć. Czytać mniej prasy kolarskiej, wyłączyć się z FB, na którym koledzy i koleżanki co chwila wrzucają nowe fotki i zaproszenia do wspólnych jazd na stravie. Potrzeba jest cisza i spokój. Wieczory z żoną, synem, książką (nie o rowerach), prasą (nie o rowerach), filmem (nie o rowerach), internetem (nie o rowerach) itd.
Podsumowując. Nie jest ważne jak, kto, co nazwa. Nie jest ważne, czy trenujesz sam, czy według książki, czy z trenerem. Nie jest też ważne czy trenujesz, czy po prostu cieszysz się jazdą. Ważne jest to żebyś słuchał swojego organizmu. Najpierw tylko słuchał. Intuicyjnie wyciągał wnioski. Potem jak już nauczysz się słuchać to być może zaczniesz słyszeć. A to z pewnością pozwoli Ci cieszyć się kolarstwem jeszcze bardziej.