No dobra. Czas się przyznać. Jestem nim. Jestem tym, który wie jak sprawić żeby ktoś coś kupił. Żeby się zaciekawił, żeby zwrócił uwagę, zapamiętał i wydał pieniądze. Jestem marketingowcem. Pracuję w reklamie. Wymyślam, opracowuję strategie, pracuję dla największych marek w naszym kraju. Tak samo jak kolarstwo pasjonują mnie właśnie brandy. Uwielbiam logotypy, design, fotografię reklamową i wszystko co związane z dopieszczaniem produktów tak, żeby każdy chciał je kupić. Umiem to robić. Zarabiam tak na życie.
Zwracam uwagę na krój pisma na opakowaniu rzeczy które kupuję. Analizuję komunikaty, które do mnie wysyła logo, hasło i kolorystyka. Patrzę na produkty i marki w sposób estetyczny – z perspektywy mojego zawodu. Oceniam podświadomie, bezwiednie. Estetykę, która mi się podoba doceniam jako klient. Kupię produkt.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem logotyp marki Rapha od razu wiedziałem co będzie dalej. Krój pisma jednoznacznie sugerował dla kogo jest ten produkt. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale ja to po prostu wiem. Jestem tego nauczony. Wiedziałem, że prędzej czy później przyjdzie moment, że zawitam do ich sklepu internetowego. Jestem ich klientem i oni wiedzą o tym wcześniej niż ja sam. Tak się stało. Pierwsze zakupy były symboliczne. Chciałem wybadać. Zobaczyć, czy rzeczywiście jest tak jak to pokazują na swoich sesjach zdjęciowych. Czy to jest produkt który można pokochać? Kupiłem na przecenie torbę i czapeczkę. Zapłaciłem trochę ponad 400zł. Z torbą chodzę do pracy. W czapeczce jeżdżę. Proste produkty. Ale sposób w jaki ktoś pomyślał o torbie, o tym z czego ją zrobić, co dodać, jak zaprojektować kieszenie spowodował, że powstał ten plan.
Raphastory to moja opowieść o marce i produkcie. Stricte kolarskim. Produkcie z fenomenalnym marketingiem. Komunikacją wręcz konkursową. To historia o sposobie robienia biznesu i tworzenia produktu. Produktu, który póki co wierzę, że można pokochać. Produktu, który nie jest dostępny w Polsce w sklepie. Nie można go najpierw dotknąć, przymierzyć. Jest tak horrendalnie drogi, że ciężko spotkać kogoś kto był na tyle szalony, żeby go kupić. Historia, która kosztowała mnie prawie 4000zł. Dobrej klasy rower. Mam 100% świadomość, że to gigantyczne pieniądze. Dla wielu to miesięczna pensja albo i więcej. Kasa na ciuchy, i to takie do uprawiania hobby.
Mimo wszystko potraktowałem to jako sposób na poznanie pewnych sekretów powodzenia w biznesie. Słabe wytłumaczenie, ale zawsze. Sytuacja, w której łączę swoją zawodową pasję z hobby. To nie są pieniądze, które wywalam w błoto. Wierzę, że dowiem się więcej o kolarstwie, marketingu, projektowaniu fenomenalnych produktów i spektakularnej obsłudze klienta.
Wyczekałem odpowiedni moment. Nie poszedłem na łatwiznę. Produkty, które zamówiłem to nie koszulka i spodenki. To wyspecjalizowane części kolarskiej garderoby, która ma mi zapewnić komfort w najtrudniejszych warunkach w roku. Jesień, zima, wiosna. Chłód, wilgoć, deszcz, śnieg, niskie temperatury, wiatr. Tylko w takich warunkach jestem w stanie powiedzieć, czy coś działa dobrze czy nie. Litości nie będzie. Dużo mnie to kosztowało i będę tyle samo wymagał. Nie dostałem nic na testy. Za własne, ciężko zarobione pieniądze kupiłem coś co ma dać mi komfort, ochronę i radość w trakcie uprawiania mojej ulubionej dyscypliny sportu. Jak coś spieprzyli to Wy będziecie o tym wiedzieć. Kurtka za 220 euro ma po prostu działać. Ma być taka jak pokazuję na filmach, które wyprodukowali za ciężkie pieniądze i którymi nas kuszą.
Żeby nie być gołosłownym zacznę, od kilku informacji dotyczących zamówienia, które złożyłem. Wysłałem je w całości (wszystkie produkty na raz) 5 września 2014. Przesyłka (z Wielkiej Brytanii) dotarła do mnie w środę 10 września 2014. Oczywiście przy tej kwocie zamówienia była za darmo. Dostałem potwierdzenie mailowe, zostałem automatycznie zapisany do ich listy mailingowej. Pan listonosz przywiózł nienaruszoną czarną torbę, która fakturą plastiku, z którego została wykonana już zdradzała, skąd przychodzi przesyłka. Czarna folia poprzecinana bardzo drobną kratką sprawiającą wrażenie „wzmacniających nici karbonowych”. Detal.
W środku w pierwszej kolejności trafia do moich rąk czarna koperta. Zrobiona trochę tak jak te na galę rozdania jakiś dobrych nagród filmowych. Mat, satyna, podobna faktura, co na folii. W środku dwie kartki. Jedna to podsumowanie zamówienia a druga to coś w stylu pocztówki reklamującej film dokumentalny o małżonkach, sportowcach, kolarzach, rodzicach Taylora Phinney’a czyli Davis’ie Phinney i Connie Carpenter-Phinney. Ich wyczyny na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 1984 r. były podstawą do powstania tego dokumentu. Przy okazji dowiemy się, że Rapha zrobiła także specjalną, limitowaną linię ciuchów z tej okazji. Dodajmy, że cała akcja ma na celu także promowanie świadomości walki z chorobą Parkinsona, na którą choruję Davis.
Na odwrocie kartki z zamówieniem znajduję coś interesującego. Trzy zasady zgodnie z którymi postępuje Rapha:
- jersey downsize – jeśli nabyłeś produkt Rapha w tym roku i schudłeś dzięki jeździe na rowerze, co spowodowało, że koszulka jest na Ciebie za duża dostaniesz 50% rabatu na nową. No k…a genialne. Ciężko mi to inaczej skomentować. Z marketingowego punktu widzenia to majstersztyk. Nie dość, że rabat, na którym i tak zarabiają, to dodatkowo sprawiają, że jest motywacja do jazdy i używają do tego najbardziej prozaicznego powodu dla którego ludzie zaczynają jeździć na rowerze – chcę schudnąć. Już to lubię.
- classic guarantee – po trzydziestu dniach jak nie jesteś zadowolony produktu – zwrot – standard.
- repair service – darmowy serwis naprawczy – jeśli w wyniku upadku, czy innego wypadku twoje ubrania się uszkodzi, porwie itp Rapha naprawi je albo da nowe. Znowu nie wiem jak to skomentować. Może… mistrzostwo świata?
W trzech prostych punktach już uzasadniłem sobie 20% swojego wydatku. No dobra może nawet 30%. Tak proste rozwiązania deklaratywne, a jednocześnie tak mocno działające na wyobraźnię. Co z tego, że pewnie się to nie zdarzy, ale jeśli to mam świadomość, że zadbają o mnie. Że jak wydałem kilkaset euro i nie przesyłają mi ubrań mając mnie od razu w dupie tylko sprawiają, że te ubrania stają się USŁUGĄ. Czymś za co teoretycznie będę chciał płacić regularnie. No naprawdę WOW.
Nie, nie jeździłem jeszcze w nich. Przyznam, że nie mogę się doczekać kiepskiej pogody. Takie, w której będzie sens założenia krótkich ocieplanych spodenek, kamizelki, może kurtki… Czekam z utęsknieniem na przełajową przjechę w ciuchach Rapha. Normalnie nienormalne.