Godzina w piekle

Są zawody i Zawody. Lubelska Godzina w piekle to zdecydowanie Zawody przez duże Z. To moja druga wizyta na Grand Prix Ziemi Lubelskiej i jeśli dalej będzie się rozwijała w takim tempie to być może już niedługo będziemy mogli oglądać takie samo widowisko jak te, które znamy z filmików Jeremy’ego Powers’a.


W moim przypadku wyjazd na zawody przełajowe przypada na niedzielę. Sobota jest dniem, który staram się spędzać z rodziną. Robię rano trening, ale na tyle wcześnie żeby mieć jeszcze cały dzień przed sobą. Mam mało czasu i nie widzę sensu marnotrawić go na spanie. Środek tygodnia czy weekend i tak budzę się koło szóstej rano.

Co prawda tym razem miało nie być porannej spinki. Niestety trochę z lenistwa, a trochę z braku czasu zapomniałem zmienić klocki hamulcowe w przełajówce. Niestety były w takim stanie, że do jazdy na zawodach się nie nadawały. Teoretycznie prosta sprawa okazała się skomplikowana. Regulacja przedniego hamulca po wsadzeniu nowych klocków wymusiła odkręcenie linki napinającej. Pewnie trochę z powodu braku umiejętności manualnych nie udało mi się zrobić tego tak, żeby linki nie postrzępić. A jak wiadomo w takim stanie nie da się jej dobrze dokręcić. Wyślizguje się przy mocniejszym dociśnięciu klamki. Na szczęście w drugim rowerze była linka, która pasowała więc już trochę spięty zamontowałem wszystko jak trzeba. Przeczytacie to wszędzie, ale napiszę jeszcze raz: żadnych prac usprawniających rower w dniu startowym.

Nawet udało się udowodnić, że umiem wskakiwać na rower.
Nawet udało się udowodnić, że umiem wskakiwać na rower.

Wyjechałem o dziewiątej ponieważ start mojej kategorii zaplanowano na czternastą. Tym razem jechałem sam. Większość kolegów pojechała z rodzinami. Ja też początkowo miałem taki plan, ale niestety tym razem nie wypalił. Mam nadzieję, że jeszcze się w tym roku uda bo jednak jak żona patrzy to się inaczej jedzie. Płuca mniej palą i nogi tak nie bolą.

Dojechałem na miejsce koło godziny jedenastej trzydzieści. Kolega już mnie zapisał więc żadnych formalności poza przypięciem numerka nie było. Szybko wsiadłem na rower. Niestety nie hamował. Konsultacja z trenerem. Diagnoza to źle wypoziomowane klocki. Nie dotykały obręczy całą powierzchnią tylko krawędziami. Oczywiście dostało mi się za to, że grzebię przy hamulcach przed startem. Finalnie udało się wszystko ustawić tak że działało bez problemu. Tylko klocki nie były do karbonu. Drobny szczegół. Żadnych prac usprawniających rower w dniu startowym.

Pierwsza pętla, którą zrobiłem była lekkim szokiem. Trasa naprawdę trudna. I to nie tylko z powodów technicznych. Długa, mało miejsc do wyprzedzania, dużo różnych przeszkód, zmian tempa. W zasadzie poza schodami i błotem było wszystko co jest potrzebne w przełajach. Piach, agrafki po trawie, bandy do przeskakiwania, korzenie, podjazdy, zjazdy, single, las, asfaltu i dużo, dużo innych atrakcji. Cała trasa było do przejechania bez schodzenia z roweru. Pod kilkoma warunkami. 100% mocy na piasku (umiem), skoki przez bandy (nie umiem), wysprintowania z zera km/h podjazdów po piachu (umiem). Realnie na piasku i bandach schodzenie z roweru nie powodowało strat więc nie było potrzebne zaginanie się. Zrobiłem cztery rundy. Jedna miała 3km. Ostatnią jechało mi się już całkiem dobrze.

Tych dwóch panów spowodowało, że spadłem na piątą pozycję...
Tych dwóch panów spowodowało, że spadłem na piątą pozycję…

Wyścig rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem. Stałem w pierwszej linii. W przełajach jak się okazało to bardzo ważne. Ognień na starcie poszedł taki, że zapomniałem odpalić garmina więc tym razem nie podzielę się zapisem z trasy. Do pierwszego zakrętu jechałem na drugiej pozycji zaraz za Andrzejem. Była to dla mnie zupełnie nowa sytuacja i czułem się trochę nieswojo. Mimo wszystko postanowiłem nie patrzyć na nic tylko starać się jak najdłużej trzymać jego koło. Oczywiście nie miało to prawa trwać zbyt długo, ale dwie proste, sekcję agrafek, przeskoki przez bandy przejechałem na drugim miejscu w całej grupie. Strasznie fajne uczucie kiedy speaker komentując zawody wymienia mnie jako jednego z dwóch kolarzy Warszawskiego Klubu Kolarskiego na czele wyścigu. Nawet dla tej jednej chwili warto było się tam znaleźć. Zastrzyk energii o jaki trudno gdziekolwiek indziej.

Trasa w dużej części wiodła przez las z wieloma podjazdami i zjazdami.
Trasa w dużej części wiodła przez las z wieloma podjazdami i zjazdami.

Po wyjściu z sekcji technicznej była prosta do piaskownicy. Na niej spadłem na trzecie miejsce. W sekcji piasku na piąte. Potem powoli traciłem kolejne pozycje, ale i tak uważam, że ten dobry start ułożył mi cały wyścig. Po pierwsze naprawdę dobrze pracowała głowa. W zasadzie nie było kryzysów. Jechałem równo i mocno cały wyścig. No może poza drugą połową pierwszego kółka. Start sporo mnie kosztował i chwilę musiałem to odpokutować.

Finalnie skończyłem na 14 miejscu, zaraz za kolegą z klubu. Andrzej wgrał. Włożył mi sześć minut. Nie dostałem dubla. To był w sumie cel na ten sezon. Pewnie trochę pomogła trudna trasa. Ale mimo wszystko wynik chyba najlepszy w życiu szczególnie biorąc pod uwagę, że nie było tam przypadkowych zawodników.

Na koniec kilka słów na temat samego wydarzenia. Muszę przyznać, że pod każdym względem organizatorzy sprawdzili się z 100%. To, że trasa jest rewelacyjna to w Lublinie już standard, ale jest jeszcze jeden element równie ważny. Właśnie dzięki organizatorom i konkursom, które są na miejscu przełaje w Lublinie to także spektakl kibiców. I to taki jakiego nie wiedziałem nigdzie indziej. Ludzie na prawie całej trasie. Wszyscy dopingują na maksa. W sekcji z piaskiem biegają koło zawodników z trąbkami, pomalowani, przebrani, szaleją tak, że pewnie poziom ich zmęczenia po jest podobny do naszego. Duże podziękowanie i wielki szacunek! Na takich imprezach, szczególnie w wyścigach amatorskich, jest do dla nas – startujących – super ważne. Jestem pewien, że każdy kto startował podpisze się pod PODZIĘKOWANIAMI dla kibiców na trasie Godziny w piekle.

Poniżej znajdziecie galerie zdjęć, które udało mi się zrobić w trakcie zawodów. Galeria Masters to zdjęcia z całego wyścigu. Starałem się przygotować je tak, żeby każdy znalazł coś dla siebie, ale rzecz jasna nie wszyscy się załapali. Są też oczywiście fotki z wyścigu Elity. Jeśli chcecie użyć gdzieś zdjęć zapraszam do działu Zdjęcia, żeby poznać zasady na jakich je udostępniam.

 

lublin-galeria-masters

lublin-galeria-elita