Rower do jazdy na czas Trochę z nudów, a trochę z ciekawości posadziłem cztery litery na prawdziwym rowerze do TT

To jest test na zamówienie z tym, że w przeciwieństwie do wielu testów jakie można przeczytać w sieci, ten jest na moje zamówienie. Poprosiłem chłopaków ze sklepu na warszawskim Powiślu, o pomoc w zrealizowaniu jednej z moich kolarskich zachcianek: sprawdzenie nogi na rowerze do jazdy na czas.


Nie jestem przekonany, że nadszedł już czas żeby zacząć trenować kolejną (no bo pierwsza to przełaje) niszową dyscyplinę kolarską. Ale kto nie próbuje ten nie wygrywa. Oczywiście jeżeli do grupy osób jeżdżących na czas zaliczylibyśmy osoby trenujące triathlon mogłoby się okazać, że to całkiem popularne hobby. Póki co, w swojej definicji wyłączam ich z tego grona dlatego uznaję TT jako dyscyplinę niszową.

W temacie trenowania i ścigania się w formule jazdy indywidualnej na czas nie mam żadnego doświadczenia. Widziałem trochę w telewizji, słuchałem komentarzy, kiedyś coś przeczytałem, a raz nawet usłyszałem podczas rozmów na jakimś treningu od kolegi z KK Żoliber torchę informacji z pierwszej ręki. Podobno w wersji drużynowej, można przez ponad godzinę (oczywiście w wydaniu amatorskim), wykręcić średnią ponad 47km/h. To daje do myślenia. Nie znam nikogo kto nie chciałby spróbować. Chociaż wyobrażam sobie że to musi boleć. U mnie od razu trafiło to na listę rzeczy TODO. No może poza biciem tej średniej. To póki co sobie odpuszczę.

Mój rower testowy

Nie miałem wyboru co do marki i modelu, ale absolutnie nie mogę narzekać. Wręcz przeciwnie – po bardzo pozytywnych doświadczeniach z Trek Domane Team Edition miałem całkiem dobre przeczucia do karbonowego modelu Speed Concept. Kilka drobnych zmian w osprzęcie musiało nastąpić, głównie z uwagi na dwie zmienne, które są dla mnie ważne. Po pierwsze jestem przyzwyczajony do jazdy na eliptycznych koronkach. Poza tym jeśli mam zauważyć i być w stanie porównać wymierne informacje potwierdzające bądź negujące odczucia, to musiałem zadbać o pomiar mocy. Z korbą nie było problemu, z przełożeniem koła (moja stara Corima z PowerTapem) również nie. Jedyny szkopuł to różnica w napędzie – w kole mam kasetę 10 rzędową, a Trek jest wyposażony w Ultegrę w wersji 11 rzędowej. Okazało się, że całość w miarę działa. Precyzji wielkiej nie ma, ale to bez większego znaczenia. Oryginalne koło to stożek Bontragera wysokości podobnej do mojej Corimy, czyli ok 47mm, na oponę, całkiem przyjemnie się toczący.

Nie było również kombinowania z ustawieniem pozycji, co finalnie okazało się nie do końca dobre, ale tragedii nie ma. Nie planowałem siedzieć na tym rowerze tyle godzin, co na zwykłej szosówce. O ile regulacja wysokości siodełka to żaden problem o tyle wysokość kokpitu to już trochę większe wyzwanie. Powinien być wyżej, ale z powodu braku jakiejś podstawki zostało tak jak było domyślnie.

20150528-rovverpl-0016872-retina

Pierwsze wrażenia

Pierwsza przejacha była dość zabawna. Czułem się trochę tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz wsiadałem na rower szosowy – totalnie niestabilnie, bez pewności i z lekkim zakłopotaniem za co i jak mam trzymać. Zabrało mi dobre 1,5h zanim przyzwyczaiłem się na tyle do pozycji i tego gdzie co jest, że przestałem odczuwać dyskomfort braku zaufania do sprzętu.

Z każdą kolejną minutą było coraz lepiej. Bardzo ważne okazało się też to, żeby tak dobierać trasę przejazdu, żeby nie było na niej zbyt wielu stopów, świateł itp. Przyjemna jazda zaczyna się wtedy kiedy jestem w pozycji na podpórkach, a jak wiadomo wówczas nie ma czym hamować. Trzeba uważać – łatwo o tym zapomnieć. To trochę tak jak z używaniem za pierwszym razem pedałów SPD. Oczywiście to czysta psychologia dlatego wymaga trochę czasu, żeby się przestawić.

porównaniE do klasycznej szosy

Rower do jazdy na czas to maszyna o dziwnych parametrach jeśli porówna się go z klasyczną szosówką. Po pierwsze w mojej ocenie nie przyśpiesza. Miałem okazję to sprawdzić na treningu grupowym. Wiem, że ten sprzęt zupełnie do tego nie służy, ale zrobiłem to z premedytacją, żeby zobaczyć jak duża będzie różnica vs. zwykła szosa. Wybrałem się z We Ride na sobotni trening, na którym przy okazji miałem do zrobienia powtórzenia interwałowe. 3 razy 12 minut w okolicach mojego progu FTP.

O ile odczucia z samych interwałów były naprawdę rewelacyjne, o tyle jazda po kole, w grupie w mojej opinii do przyjemnych nie należy.

20150528-rovverpl-0016821-retina

Jazda w pozycji czasowej

Do tego jest stworzony ten rower. Nagle okazuje się, że utrzymanie prędkości powyższe 40km/h nie wymaga jakiejś nadludzkiej siły. Może nie jest to spacer po bułki, ale wysiłek, który można kontynuować długo. Jeśli miałbym porównać z jazdą na zwykłej szosie w dolnym chwycie, to w moim przypadku byłyby to okolice 35km/h (oczywiście podaję te prędkości w przybliżeniu i zakładam, że nie wieje w plecy ani w twarz). Pozycja nie jest może super wygodna, chociaż w moim przypadku jest to związane z brakiem prawidłowej wysokości kokpitu, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że da się to zrobić porządnie i wówczas nic nie boli i nie ciągnie. Brzuchem też nie zawadzałem. A to w sumie nie było takie zupełnie oczywiste.

Co więcej w momentach na trasie, w których było z wiatrem, bądź lekko z górki rower stawał się jeszcze szybszy. Prędkości w okolicach 50km/h stawały się realne i nie czułem się tak jakbym umierał naciskając na pedały. Na jednej ze zmarszczek, na której zwykle zbliżam się w okolice 50km/h tym razem przekroczyłem 60km/h. Co więcej tą prędkość udało mi się też przekroczyć na płaskim, ale wówczas musiałem się już trochę zagiąć i wkręcić się na ponad 900W.

Jazda w pozycji wyprostowanej

Jest bardzo podobna do jazdy w górnym chwycie na szosie, ale… ten rower nie przyśpiesza. Stawanie w korby niewiele daje. Nie da się nim tak fajnie bujać na boki jak klasyczną szosą (albo ja nie umiem tego robić). W zasadzie po każdym zakręcie kiedy chłopaki rozkręcali lądowałem na ostatnim miejscu w grupie. Rower jest ponadto maksymalnie sztywny i twardy. Nie podjeżdża. Mamy na lokalnej rundzie dwie hopki w okolicach 10% nachylenia, które na zwykłej szosie można prawie wysprintować, ale na takim sprzęcie jest to jak dla mnie niewykonalne.

Poza tym z powodu nisko umieszczonego kokpitu czułem zmęczenie w rękach. Dużo ciężaru ciała właśnie na nich opierałem do czego nie jestem przyzwyczajony. To pewnie znowu kwestia ustawienia pozycji.

Dodatkowo przydarzyło mi się coś co nie miało miejsca już baaardzo dawno. Po mniej więcej 2,5h jazdy zaczęły mnie łapać surcze w wewnętrznych częściach ud. Jakby ktoś kiedyś miał podobny problem to jest banalne rozwiązanie – trzeba i kilka milimetrów obniżyć siodełko. Sprawdzałem już kilka razy i działa jak ręką odjął.

20150528-rovverpl-0016765-retina

Co dalej?

Na pewno dobrze by było spróbować swoich sił w jakiejś czasówce. Jest niedługo taka w Konstancinie w ramach Kross Road Tour 2015. Mam plan, żeby się z nią zmierzyć. Jeśli nic niezapowiedzianego się nie wydarzy to będę mógł napisać o przeżyciach związanych z dawaniem z siebie wszystkiego przez całe 23km. Może się wydawać mało, ale po tym co doświadczyłem dotychczas wiem, że te okolice 40min w pozycji aero nonstop da w kość.