Ostatnio siedzę głownie na stravie. Oczywiście obserwuję, ale też wgrywam swoje treningi. Dwa ważne słowa: swoje i treningi. Miesiąc owocnej, wytężonej pracy za mną. Pracy nad motywacją, samopoczuciem, celami, wagą, mocą i wieloma innymi sprawami.
Umiejętność organizowania sobie czasu doprowadziłem do perfekcji. To jest taki stan, w którym w zasadzie nie muszę już nic planować ponieważ życie samo dostarcza co chwila nowych epizodów sprawiających, że się nie nudzę. Nawet gdybym chciał to jest to mało prawdopodobne.
Tymek ma już ponad półtora roku i jest naprawdę fajnym, gadającym, młodym człowiekiem, z którym zacząłem spędzać tyle czasu, ile kiedyś spędzałem z laptopem / rowerem / w kinie. I dobrze. Pewnie z czasem będzie jeszcze fajniej. Już zdarza się nam wychodzić na wspólną, poniedziałkową, aktywną regenerację. Oczywiście on póki co w foteliku, ale jednak jesteśmy wtedy razem a nie osobno.
Zdecydowanie mniej siedzę przy komputerze, co pewnie wszyscy zauważyliście ponieważ moja aktywność blogowa spadła. Trochę żałuję, że tak się stało, ale prawda jest taka, że aby wrócić do pewnego stanu równowagi coś musiałem tymczasowo poświęcić. Żeby jednak nie było tak smutno i fatalnie to staram się poszerzać horyzonty i tym sposobem przygotowałem w marcu coś specjalnego, czego wcześniej nie robiłem czyli trzy filmy z wypadu na Teneryfę. I w brew pozorom wcale nie było to mniej czasochłonne niż napisanie czegoś na blogu. Ze względu na to, że wszystko robię sam i uczę się filmowania, edycji, postprodukcji czy też po prostu występowania przed kamerą to idzie to pewnie mniej sprawnie niż powinno. Serię nazwałem AnotherTrip, z dwóch powodów: to kolejna moja wyprawa na Teneryfę, a poza tym roadtripy i biketripy i wszystkie inne formy już dawno zostały zaanektowane przez najróżniejszych internetowych twórców. W większości przypadków wylewa się z nich również patos, który czasem zaczyna mnie już mocno irytować.
Swoją drogą jestem bardzo ciekaw Waszych opinii na temat takiej formy opowiadania o kolarstwie i tym co robię? Myślicie że warto to kontynuować? Dajcie znać w komentarzach pod wpisem lub na FB!
Pamiętajcie, żeby konicznie zasubskrybować mój kanał na YT jeśli chcecie, żeby pojawiało się tam więcej filmów!
Wracając do tematów ważnych: trenuję, jeżdżę i czuję się z tym bardzo dobrze. Jak pewnie wiecie na jesieni nie było lekko. Zresztą cały zeszły rok nie był moim najlepszym sezonem i borykałem się w jego trakcie z wieloma złymi i dobrymi samopoczuciami. Taka klasyczna sinusoida objawiająca się pewną kompulsywnością zachowań. W sumie bardzo prosty psychologiczny mechanizm. Być może nie każdy jest na niego podatny, ale ja niestety jestem. Potrafiłem w ciągu jednego tygodnia jeździć po 14h po to żeby potem dwa tygodnie nie robić nic. I tak parę razy.
Skłamałbym mówiąc, że nie miałem czasu. Nadal teoretycznie go nie mam, a jednak udaje mi się robić takie rzeczy:
Doświadczenia ostatniego roku nauczyły mnie kilku ważnych rzeczy:
- Nie ma czegoś takiego jak brak czasu.
- Jest brak chęci, motywacji, czy po prostu inne priorytety. Bardzo ważne jest to, żeby określić z czym się borykamy. I nie trzeba się tego bać. Trzeba to sobie uzmysłowić – być ze sobą szczerym. Nie ma żadnego sensu robienie rzeczy na siłę, a w szczególności nie ma sensu trenowanie na siłę.
- Życie nie lubi pustki. Jeśli przestaje się robić coś co robiło się 10h w tygodniu przez ostatnie kilka lat to będzie się robiło coś innego. Pytanie co? Słabo jest kiedy to staje się na przykłada siedzenie przed kompem albo TV. Ale jeśli ma to sprawić, że będziesz szczęśliwszy to tak zrób!
- Trzeba się pogodzić z tym, że będziesz się czuł / czuła kilka lat starzej. Zaczną boleć części ciała, które nigdy wcześniej nie bolały. Tu strzyknie, tam strzyknie, coś się naciągnie itd itp. Bardzo bolesne doświadczenie szczególnie dla ludzi po 30 roku życia. Sport to zdrowie. Taki jest fakt. Systematyczny ruch, powoduje, że mięśnie, ścięgna i stawy są w pewnym „stanie gotowości” więc maskują wiele mankamentów wynikających z wieku, trybu pracy itp.
- Życie na nic nie czeka. Czas upływa. Jak przestaję trenować, a koledzy nie i będę chciał wrócić do jeżdżenia, muszę się nastawić na to, że kilka razy zaliczę zgon fizyczny i mentalny jeżdżąc z nimi. Ja zostałem w jednym miejscu a oni mimo to poszli dalej. Takie są fakty. Również warto się z nimi pogodzić. Jeśli masz fajnych kolegów to poczekają albo dociągną cię do grupy jak strzelisz.
Cierpliwość to chyba jedna z tych cech, która nie jest moją mocną stroną. Mimo to właśnie kolarstwo jak nic innego spowodowało, że udało mi się nad nią popracować i zauważyłem, że przestałem popełniać błędy wynikające z posiadania „gorącej głowy”. Jestem pogodzony w wieloma faktami dotyczącymi mojej dyspozycji i aktualnej kondycji sportowej, ale też wiem co może być przede mną i gdzie chciałbym być.
Trzeba robić to co się lubi. A jeśli do tego dołożymy jakąś formę „uporządkowania” tych zachcianek to wyniku mamy nic innego jak idealny model amatorskiego treningu. Systematyczny, zmotywowany, a jednocześnie przynoszący dużo efektów i dobrej zabawy.
ps. żeby nie było, że nie ma konkretów: za namową Maćka z Hop Cycling zapisałem się na Granfondo Stelvio. Nigdy nie podjeżdżałem i co więcej nie widziałem ani Stelvio ani Mortirolo więc jak nic niespodziewanego się nie wydarzy to będę miał znowu okazję przetyrać te 150km i ponad 4000m w pionie… sam nie wiem skąd we mnie ten masochizm…